Świadectwa

ŚWIADECTWO

Moja droga rozeznawania powołania rozpoczęła się po maturze. Będąc sumiennym ministrantem, większość z otaczających mnie osób wręcz była pewne tego, że wybiorę drogę kapłaństwa. Pytałem wtedy Boga o to, czy mogę podjąć inną decyzję. Otrzymałem odpowiedź, że mogę wybrać w wolności to, czego ja pragnę – poprosiłem tylko Jezusa, aby był ze mną w tej decyzji.
Zdecydowałem się rozpocząć studia matematyczne, które sprawiały mi ogromną radość. Poznałem wielu ludzi, którym mogłem opowiedzieć o swojej wierze i relacji z Jezusem. Obroniłem licencjat, podjąłem pracę zawodową, wszystko było już poukładane. Miałem stałą i dobrze płatną pracę. Każdy człowiek w moim wieku zazdrościłby mi mojego życia, jednak w czasie moich 27 urodzin zadałem sobie pytania w sercu: Michał, czy Ty chciałeś być w tym miejscu ? Czy to właśnie Twoje marzenie? Czy jesteś szczęśliwy? Wtedy stanąłem w prawdzie i usłyszałem w sercu wyraźną negatywną odpowiedź. Oglądając w tym czasie serial The Chosen, odnajdowałem się w celniku Mateuszu, który był zdolnym i wykształconym facetem. Dostrzegłem w nim siebie, a scena powołania go przez Jezusa zrodziła po mojej odpowiedzi pragnienie pójść za Nim.
W pierwszej chwili czułem ogromny lęk przed wcieleniem tej decyzji w życie, bo musiałem zostawić pracę, ludzi i całe dotychczasowe życie, aby wstąpić do seminarium. Ciężka była też dla mnie myśl, że będę dużo starszy od kolegów, którzy przyjdą ze mną na pierwszy rok. O wszystkich tych obawach mówiłem Jezusowi na modlitwie, a On przeprowadzał mnie przez kolejne trudności. Ukazał mi postać Abrahama, którego Bóg powołał w wieku 75 lat. Pokazał mi drogę wsparcia przez przyjaciół, którzy słuchając moich przemyśleń, wskazywali mi drogę. Dawał mi także kapłanów, którym mogłem się zwierzyć z mojej decyzji. Ważnym elementem w podjęciu przeze mnie decyzji były odbyte rekolekcje w ciszy, które pomogły mi odnaleźć głos Jezusa, który mnie wybiera.
Patrząc na decyzję ostateczną, mogłem się przestraszyć i jej nie podjąć, jednak czyniąc małe kroki ku ostatecznemu celowi, nie widziałem trudności. Raczkowałem krok za krokiem, wytrwale ufając Jezusowi, który wspierał mnie poprzez ludzi w podjętej decyzji. Kiedy już wcieliłem ją w życie, odczułem wielki pokój w sercu. Poczułem szczęście, które daje mi pójście za tym, czego Bóg ode mnie oczekuje. Po prawie dwóch latach formacji czuję, jak z każdym kolejnym dniem poznaję Jezusa coraz lepiej, a tym samym siebie jako Jego ucznia.

al. Michał Zientarski

ŚWIADECTWO

Czym w ogóle jest powołanie? Osobiście definiuje je jako pewien głos rozbrzmiewający w moim wnętrzu. Głos Boga, Który pragnie mojego szczęścia, a przez powołanie chce zaprosić mnie, na najwspanialszą przygodę w moim życiu. Przyznam szczerze, że ja swoje powołanie zacząłem odkrywać dość wcześnie, bo jeszcze, kiedy chodziłem do szkoły podstawowej. Pochodzę z rodziny, w której Bóg od zawsze był obecny, religia nie była tematem tabu, a wspólna niedzielna Eucharystia stanowiła cotygodniową normę. Moi rodzice przekazali mi wiarę i wychowali mnie w duchu chrześcijańskim, za co jestem im ogromnie wdzięczny. Wszystkie te czynniki sprawiły, że praktycznie od zawsze żyłem w bliskości z Kościołem, zwłaszcza że po pierwszej komunii zostałem ministrantem oraz poprzez oazy wakacyjne włączyłem się w Ruch Światło-Życie. To oaza ukształtowała moją wiarę i świadomość religijną. Dała mi niesamowite doświadczenie Kościoła, który nie jest skostniałą instytucją, ale żywą wspólnotą wspaniałych ludzi. Właśnie w takich warunkach zacząłem odkrywać w sobie powołanie. Na początku były to zwykle dziecięce plany, którym daleko było do realizacji. Niejednokrotnie myśli te stawały się dla mnie podstawą do żartów, bo przecież jakie normalne dziecko chciałoby zostać księdzem? Wszyscy dorośli podchodzili do tego z myślą, że z tego wyrosnę, aż w końcu sam w to uwierzyłem. Jednak głos nie słabł, a myśli nie znikały. Wręcz przeciwnie. Przechodząc przez kolejne etapy edukacji zawsze miałem w głowie jedno: „a może seminarium?”. I w ten sposób przebrnąłem do matury. Podjąłem nawet studia historyczne. Historia jest moją wielką pasją i bardzo cieszyłem się, że będę mógł zajmować się tym, co kocham, ale głos wciąż nie słabł. Dalej miałem wrażenie, że Bóg czego innego chce ode mnie i inaczej widzi moją drogę do szczęścia. W końcu uległem i po wielu rozmowach z rodzicami i przyjaciółmi, którzy mnie bardzo wspierają i kibicują mi, jestem już tu, gdzie jestem – na drugim roku seminarium, przygotowując się do zupełnego oddania swojego życia na służbę Bogu w sakramencie kapłaństwa.

 

al. Szymon Figarski